
Położone między Bielskiem-Białą a Oświęcimiem Wilamowice mogą wydawać się zwykłym południowopolskim miastem zagubionym gdzieś w pagórkowatym krajobrazie Małopolski. Jednak dla niektórych Wilamowice mogą być najbardziej fascynującym miejscem na mapie Europy – językowej mapie Europy.
Wszystko to za sprawą grupy około 20-25 osób, w większości starszych, którzy mówią między sobą językiem, który sprawił, że językoznawcy podrapali się po głowach. Oto kilka przykładów dlaczego: der arpuł („ziemniak”), dy ȧjsomer („lodówka”), s'błimła („kwiat”), der dźjada („dziadek”), der oduł („orzeł”), der śiłer („nauczyciel”), der śpjelik („wróbel”), dy böśtowatöwuł („klawiatura”). Asa oznacza "jeść", a kuza "mówić". A co powiecie na to: „ny ołys ej guld, wos zih fynklt, glanct oba łiöeht?”* Jakieś pomysły?
Język ten nazywa się wilamowski (Wymysiöeryś). W rzeczywistości ludność Wilamowic (lub Wymysoü) mówi w tym języku od ośmiu stuleci. I chociaż dzisiejsi językoznawcy są ogólnie skłonni uważać go za jedną z odmian dialektów zachodnioniemieckich – i być może najmniejszy mikrojęzyk należący do grupy języków germańskich – sami Wilamowianie konsekwentnie wywodzą się od flamandzkich kolonistów.
W rzeczywistości to właśnie ta „flamandzka” tożsamość, tak niejasna i niemożliwa do zweryfikowania, mogła pomóc społeczności przetrwać niektóre z najbardziej okrutnych wydarzeń w historii, w tym czasy międzywojennej germanizacji, okrucieństwa II wojny światowej i późniejsze prześladowania komunistyczne. Czym więc jest Wymysiöeryś?
Jego historia sięga XIII wieku, kiedy to Wilamowice zasiedlili koloniści przybywający na zaproszenie miejscowej dynastii rządzącej Piastów Śląskich. Oto jak wyjaśnia to Bartłomiej Chromik, nauczyciel wilamowskiego na warszawskim Wydziale Artes Liberales – a sam pochodzący z pobliskich Kęt:
„Kolonizacja Wilamowic była częścią większej fali kolonistów przybywających z Europy Zachodniej, aby pomóc w odbudowie i ożywieniu rozległych obszarów Małopolski i Śląska, opuszczonych i zrujnowanych po najeździe mongolsko-tatarskim. Ale podczas gdy wielu kolonistów w końcu przeniknęło do miejscowej ludności i zaczęło mówić po polsku, niektórzy przylgnęli do swoich języków ojczystych”.
Dotyczy to zwłaszcza położenia miast Bielsko i Biała, które niegdyś przez językoznawców nazywano „bielsko-białą enklawą językową”. Tutaj, w kilku miastach i wsiach w okolicach Bielska i Białej, większość ludności zachowała swoją niemiecką tożsamość i do II wojny światowej posługiwała się standardowym językiem niemieckim.
Podczas gdy do największych mniejszości etnicznych w Polsce należą Ślązacy, Niemcy, Białorusini i Ukraińcy, są też grupy etniczne i języki, które dziwią. Łemkowski, kaszubski, romski i wilamowski: wszystkie te języki są nadal używane w Polsce.
Wyjątkiem były miasta Starobielsko (Altbielitz) i Hałcnów (Alzen), które dziś są obiema dzielnicami Bielska-Białej. Ich mieszkańcy mówili dziwną odmianą niemieckiego, w większości niezrozumiałej dla osób mówiących po niemiecku. Mimo to uważali się za Niemców. W rzeczywistości, według Chromika, dla stronniczej narodowo ludności niemieckiej mieszkającej w Bielsku i Białej w okresie międzywojennym (wielu z nich było sympatykami nazistowskiego Jungdeutschpartei fuer Polen) użytkownicy tych dziwnych starożytnych dialektów stali się nosicielami Ur-niemieckiego ducha narodowego, który przetrwał w otaczającym morzu polskiej ludności etnicznej.
To samo dotyczyło mieszkańców pobliskich Wilamowic, innego miasta w enklawie. Tylko w tym przypadku był jeden mały problem – Wilamowianie nigdy nie uważali się za Niemców. W rzeczywistości przez całą historię konsekwentnie i dobitnie twierdzili, że nie są pochodzenia niemieckiego – fakt, który mógł przyczynić się do ostatecznego przetrwania Wilamowian i Wilamowic, podczas gdy inni niemieckojęzyczni mieszkańcy enklawy zniknęli.
Jak sugeruje Chromik, ta swoista samoidentyfikacja wilamowickiej społeczności sięga co najmniej XIX wieku, ale jest osadzona w jeszcze wcześniejszych legendach i tradycjach.
Jedną z najpotężniejszych legend czy mitów, jakie wilamowianie o sobie opowiadają, jest mit ich pochodzenia flamandzkiego, fryzyjskiego, a nawet anglosaskiego. Według jednej popularnej opowieści, która swym epickim wymiarem może odwoływać się do mitów założycielskich Greków i Rzymian, przodkowie dzisiejszych Wilamowian żyli niegdyś w południowych rejonach Łaby. Zmuszeni przez Duńczyków do przeniesienia się do Anglii, zaangażowali się tam w działania militarne, ale musieli wyjechać po bitwie pod Hastings i porażce króla Harolda, którego wspierali. Inwazja Normanów zmusiła ich do ponownego osiedlenia się w Holandii. Jednak dopiero po wielkiej powodzi, która nawiedziła te tereny, społeczność wyruszyła w nową podróż, która ostatecznie zakończyła się w dzisiejszych Wilamowicach.
Ale Wilamowianie, jak wyjaśnia Chromik, ze swoją flamandzką samoidentyfikacją, zamiast deklarować swoją tożsamość etniczną czy narodową, przede wszystkim po prostu stwierdzali: „Jesteśmy obcokrajowcami”, co oznaczało „Jesteśmy inni”. przeciwstawiali się klasycznemu herderowskiemu poglądowi, który ustala związek między językiem, którym posługuje się grupa, a ideą narodu. W rzeczywistości ta narzucona sobie przez wilamowskich identyfikacja miała, zdaniem Chromika, w dużej mierze charakter przednacjonalistyczny. Dlatego też w ciągu swojej historii mogli uważać się za Austriaków, Polaków lub Flamandów, w zależności od okoliczności i pomimo nacisków ze strony germanistów – konkluduje uczony.
Mit flamandzkiego pochodzenia utrwalił się w założycielskim dziele literatury wilamowskiej Uf jer wełt, napisanym na początku XX wieku przez Floriana Biesika. Jej autor pochodził z Wilamowic, jednak większość życia spędził w Trieście, pracując jako dyrektor miejscowego urzędu pocztowego. To właśnie tam, zainspirowany przez Dantego Commedia Divina, ten austro-węgierski urzędnik państwowy napisał swoje opus magnum.
Fylón yr wełt an ganc ałłán
ząs ych óm mjer óf hóhym śtán;
der mond kąm raus hyndróm gybjég,
szłyfyt myjch áj, wi s kynt yr wig.
Były to początkowe wersy poematu, mające na celu odegranie podobnej roli, jaką utwór Dantego odegrał dla literatury włoskiej: stanie się dziełem założycielskim literatury wilamowickiej i wyznaczeniem standardu językowego. Udało się to tylko częściowo. Dzieło nigdy nie cieszyło się realną popularnością, nawet wśród wilamowian.